Najłagodniej potraktowano Jacka P., który jako jedyny przyznał się do winy, ujawnił okoliczności zbrodni i wydał wspólników. I chociaż to właśnie Jacek P. pociągał za cyngiel i strzelał do ofiar, otrzymał 15 lat pozbawienia wolności.
- Wobec tego oskarżonego i tylko wobec niego należy zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, bo bez jego wyjaśnień popartych innymi dowodami nie udałoby się rozwikłać wielu poważnych przestępstw - mówiła prokurator Katarzyna Płończyk, wygłaszając mowę końcową. W poniedziałek krakowski sąd zgodził się z tym stanowiskiem.
Jedną z ofiar zabójców był piotrkowski radny Wojciech Kulbat. - Dobrze, że ta sprawa w końcu się wyjaśniła, bo było wiele różnych domysłów. Wojtek zginął bezsensownie. Mam tylko wątpliwości, jak w przypadku tak bezwzględnych zabójstw może być mowa o jakimkolwiek łagodzeniu kary? - dziwi się Paweł Szcześniak, przewodniczący Rady Miasta w Piotrkowie.
Sądowy proces w sprawie zabójstw kantorowców trwał blisko półtora roku. W tym czasie skład sędziowski zapoznał się z obszernym materiałem dowodowym, który zawarto w prawie stu tomach akt, w części niejawnych. Przesłuchano blisko dwustu świadków. Same wyjaśnienia oskarżonych trwały kilkanaście rozpraw, ale tak naprawdę kluczową postacią w procesie był 40-letni Jacek P., żonaty ojciec dwójki dzieci, do tej pory niekarany. - Przyznaję się do winy - nie krył mężczyzna i ze szczegółami opowiedział, jak z dwoma wspólnikami zabijał właścicieli kantorów. Do pierwszego zabójstwa doszło w grudniu 2005 r. Mordercy wpadli w marcu 2007 r., po dokonaniu w Myślenicach zabójstwa Stanisława P. i jego syna Łukasza. Ofiarom zrabowano wtedy waluty łącznej wartości 160 tys. zł. - To Jacek P. ujawnił, gdzie ukryto łup, gdzie znajduje się broń palna, materiały wybuchowe, gdzie dokonywano próbnego strzelania z broni - wyliczała prokurator. Co więcej, gdy w końcu P. zdecydował się na ujawnienie całej prawdy, opowiedział jeszcze o kilku innych zbrodniach - m.in. w Tarnowie, Sosnowcu i Piotrkowie Trybunalskim.
Jacek P., wysoki, ubrany na czarno, został doprowadzony na proces zakuty w kajdanki i łańcuchy. Żywo dyskutował ze swoim obrońcą, gdy usłyszał, jaki zapadł wyrok. Pozostali oskarżeni też długo konsultowali się ze swoimi adwokatami, tym bardziej że sąd zdecydował, że Tadeusz G. i Wojciech W. mogą wyjść na warunkowe przedterminowe zwolnienie dopiero po odbyciu 30 lat kary. Pierwszy z nich ma teraz 50 lat, drugi 32. Do winy się nie przyznali. - Obaj są całkowicie zdemoralizowani, życie ludzkie nic dla nich nie znaczy, ich działanie cechuje najwyższy stopień winy umyślnej i społecznej szkodliwości - mówiła sędzia Beata Górszczyk.
Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?