Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ŁKS żegna się z ekstraklasą!

Paweł Hochstim
W taki sposób Marek Saganowski zdobył ostatniego gola w ekstraklasie dla ŁKS na stadionie przy al. Unii
W taki sposób Marek Saganowski zdobył ostatniego gola w ekstraklasie dla ŁKS na stadionie przy al. Unii Jakub Pokora
Tylko rok potrwa przygoda piłkarzy ŁKS z T-Mobile Ekstraklasą. W czwartek ŁKS stracił już nawet matematyczne szanse na pozostanie w elicie polskich klubów. Wyniki na innych stadionach (wygrana Lechii Gdańsk z Legią 1:0) sprawiły, że nawet zwycięstwo ŁKS z GKS Bełchatów nie mogłoby uchronić łodzian przed spadkiem.

Eksperyment z budowaniem zespołu kilka dni przed startem rundy wiosennej w dodatku przez debiutującego w zawodzie trenera nie mógł się udać. Całą wiosnę w ŁKS zaklinano rzeczywistość. Szefowie ŁKS starali się zarazić swoim optymizmem piłkarzy, a trener Piotr Świerczewski, który najpierw mówił, że utrzymanie w ekstraklasie będzie cudem i jeśli mu się to uda powinien zostać selekcjonerem reprezentacji, nagle też zaczął wierzyć. Nawet, gdy na dwie kolejki przed końcem sezonu sytuacja była już krytyczna, Świerczewski proponował zakłady, że jego zespół utrzyma się w gronie najlepszych. Na jego szczęście, pewnie z sympatii, nikt zakładu nie przyjął.

Ale pierwsze dziesięć minut czwartkowego meczu udowodniło, że piłkarze chyba uwierzyli w te szanse i rzucili się na bełchatowian jak wygłodniałe wilki. Żal było patrzeć, jak piłkarze GKS nie potrafili... wyjść z własnej połowy.

ŁKS atakował jak Barcelona drużynę Chelsea w niedawnym półfinale Ligi Mistrzów. I efekt tych ataków też był podobny – ŁKS miał wielką przewagę, ale Łukasz Sapela w bramce mógł śmiało drzemać.

Gdy wreszcie GKS Bełchatów wyrwał się z własnej połowy, to od razu strzelił gola, w czym największa "zasługa" Michała Łabędzkiego. Stoper ŁKS dał się łatwo ograć Dawidowi Nowakowi, który później sprytnie przerzucił piłkę nad Pavle Velimiroviciem, czym wprawił w ekstazę trenera. Kiereś chyba zapomniał, że założył elegancki garnitur, bo biegał i skakał jak szczęśliwe dziecko.

Stracony gol na chwilę ostudził zapał ŁKS, co mogło skończyć się drugim golem dla PGE GKS, ale Maciej Szmatiuk głową posłał piłkę obok bramki ŁKS. Gdyby trafił, pewnie emocje by się skończyły, a tak ŁKS znów zaczął atakować. I po trzydziestu minutach był remis, gdy Marek Saganowski głową wykorzystał dobre dośrodkowanie Macieja Iwańskiego. Pasywnie, niczym jak Łabędzki, zachowali się bełchatowscy stoperzy, którzy pozwolili wyprzedzić się Saganowskiemu. Sapela, tak jak Velimirović dwadzieścia minut wcześniej, był bez szans.

W serca łodzian znów wróciła nadzieja, ale na krótko. Ledwie dziesięć minut po golu Saganowskiego dowiedzieli się o bramce Jakuba Wilka dla Lechii Gdańsk w meczu z Legią Warszawa. Znów byli po uszy zatopieni w pierwszoligowym bagnie.

Jedno trzeba piłkarzom ŁKS oddać – nie odpuścili ekstraklasy bez walki. I można przypuszczać, że gdyby od początku wiosny walczyli tak, jak w czwartek, czy w poprzednim meczu z Ruchem w Chorzowie, to pewnie z ekstraklasy by nie spadli.

Ambicja Saganowskiego, Macieja Iwańskiego, Grzegorza Bonina, Seweryna Gancarczyka i większości ełkaesiaków była w czwartek imponująca. Szkoda, że było już za późno. Niestety, łodzianom brakowało w tym meczu tego, czego i we wcześniejszych, bo w niemal każdej akcji pojawiał się słaby punkt – a to dośrodkowanie było za głębokie, a to za płytkie, a to jeden drybling za dużo, a to strzał niedokładny... Również uderzenia z dystansu nie wychodziły łodzianom – dwukrotnie nieskutecznie próbował strzelać Bonin.

Najbliżej drugiego gola piłkarze ŁKS byli w 65. minucie, gdy Łukasz Sapela złapał w polu karnym piłkę zagraną przez jednego ze swoich kolegów. Sędzia Sebastian Jarzębak, który bardzo dobrze prowadził czwartkowy mecz, podyktował rzut wolny pośredni. Iwański kopnął bardzo precyzyjnie, ale Sapela kapitalną paradą wybił piłkę.

Kilka chwil później po uderzeniu Artura Gieragi piłka trafiła nawet do bramki, ale wcześniej na spalonym był Saganowski.

Od tego momentu bełchatowianie, którzy remisując w Łodzi zapewnili sobie pozostanie w ekstraklasie, sprawiali wrażenie zespołu, który kontroluje sytuację. Ale i tak mogli zostać skarceni, bo w 82. minucie Łukasiewicz mocno strzelił zza pola karnego, a piłka odbiła się od poprzeczki.

Jeszcze w niedzielę ełkaesiacy dokończą ligę meczem w Białymstoku, a później się rozjadą na wakacje. Większość z nich już pewnie do ŁKS nie wróci.

ŁKS – PGE GKS Bełchatów 1:1 (1:1)
1:0 Dawid Nowak (10), 1:1 Marek Saganowski (29)
Sędziował: Sebastian Jarzębak (Bytom)
Widzów: 2746
ŁKS: Velimirović – GieragaI, ŁabędzkiI (89, Laizans), Seweryn GancarczykI, Gercaliu – Łobodziński (89, Sasin), Łukasiewicz, Iwański, Bonin, Saganowski – Kujawa (72, Kita). Trenerzy: Piotr Świerczewski i Andrzej Pyrdoł.
PGE GKS: Sapela – Modelski, Szmatiuk, Wilusz, Popek – Wróbel, Baran, Fonfara, Mateusz Mak (61, Wacławczyk) – Żewłakow (90, Zbozień) – Nowak (90, Buzała). Trener: Kamil Kiereś.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodz.naszemiasto.pl Nasze Miasto