Aż 10 tysięcy osób w Łódzkiem zakażonych żółtaczką

Państwo Czarneccy spędzili urlop w Tunezji. Od kilkunastu dni wszyscy źle się czuli.

- Dzieci narzekały na bóle głowy i brzucha. Nic nie chciały jeść. Mąż niby nie narzekał, ale co rusz krzywił się. Wreszcie przyznał, że potwornie boli go wątroba. Byłam przerażona, bo pomyślałam, że zatruliśmy się grzybami kupionymi na rynku. Zdecydowałam, że musimy poddać się badaniom - opowiada łodzianka Anna Czarnecka. - Byłam zaskoczona, gdy okazało się, że wszyscy zostaliśmy zakażeni żółtaczką typu A. Potem szybko skojarzyłam, że na wakacjach nie zawsze pamiętaliśmy o tym, by umyć ręce przed zjedzeniem owoców.

Rodzina państwa Czarneckich trafiła pod opiekę epidemiologów. Nie oni jedni zarazili się chorobą podczas wakacji. Coraz częściej WZW typu A to nieprzyjemna pamiątka, którą mieszkańcy regionu łódzkiego przywożą z zagranicznych podróży, zwłaszcza z Egiptu, Tunezji i Turcji. - To jest wirus pokarmowy. Picie nieprzegotowanej wody czy jedzenie surowych owoców w krajach, gdzie higiena jest na niższym poziomie, często kończy się w ten sposób. Właśnie z tego powodu żółtaczkę typu A nazywa się potocznie chorobą brudnych rąk. Dlatego warto się wcześniej zaszczepić - mówi prof. Daniela Dworniak, konsultant wojewódzki ds. chorób zakaźnych.

Szczepionka na żółtaczkę typu A kosztuje tylko 35 złotych. Lekarze nie mają wątpliwości, za większość zakażeń odpowiada brak higieny osobistej i nawyku mycia rąk.

W Polsce rocznie odnotowuje się około trzech tysięcy przypadków zachorowań na wirusowe zapalenie wątroby. Dla porównania w Niemczech, żółtaczką zakaża się sto osób rocznie.

Zdaniem specjalistów, w Łódzkiem najłatwiej złapać żółtaczkę w salonie tatuażu, u fryzjera lub kosmetyczki. Przytrafiło się to panu Marcinowi.

- Żółtaczką zakaziłem się podczas robieniu tatuażu. Chciałem zaoszczędzić i zgłosiłem się do znajomego. Nie spodziewałem się, że nabawię się aż takich problemów - opowiada Marcin, 27-letni mieszkaniec Bełchatowa. Lekarze alarmują, że takie przypadki nie są rzadkością. Ale to nie wszystko. Nie ma w Łódzkiem szpitala, który choć raz nie wszczepił pacjentowi żółtaczki.

Ponad 75 mln zł - tyle w przypadku przegranej musiałby zapłacić Skarb Państwa osobom zarażonym żółtaczką. Pozew zbiorowy w tej sprawie wpłynął już do sądu. Złożyło go 378 osób z całego kraju.

Skoro wirusy żółtaczki czyhają na nas wszędzie, można się przed nimi uchronić? Lekarze odpowiadają zgodnie: tak. Trzeba się tylko zaszczepić.

- Jesteśmy chronieni dwa tygodnie po drugiej dawce szczepionki. Robi się ją miesiąc po pierwszym zastrzyku. Po pół roku idzie się na kolejny zastrzyk. Pacjenci zyskują ochronę nawet na osiem lat - mówi Mariola Dzierżak, lekarz z centrum medycznego w Łodzi.

W tym tygodniu można się w Łódzkiem zaszczepić taniej. Rozpoczęła się bowiem ogólnopolska akcja "Żółty Tydzień". W akcji bierze udział 20 przychodni w regionie. Ich wykaz można znaleźć na stronach NFZ.

Teraz możemy się zaszczepić taniej. Bez zniżek dawka szczepionki na WZW typu A i B kosztuje aż 180 złotych.

Choroba może nawracać
Wirusowe zapalenie wątroby (WZW) typu A, tak zwana żółtaczka pokarmowa, to jedna z najczęściej występujących chorób zakaźnych na świecie. Wywołuje ją wirus HAV, przenoszony drogą pokarmową. Stąd też potoczna nazwa choroby - żółtaczka pokarmowa lub żółtaczka typu A. Leczenie jest długie i uciążliwe, często wymaga hospitalizacji. U około 10-20 proc. zakażonych następuje nawrót choroby, której objawy mogą utrzymywać się nawet przez pół roku. Konsekwencją WZW typu A mogą być także między innymi zaburzenia hematologiczne, ostra niewydolność nerek albo wątroby, prowadząca do śmierci.