Ile pana sklepów z tzw. wyrobami kolekcjonerskimi zostało zamkniętych?
– W całym kraju 127, również te, które mam w Łodzi. Moment na przeprowadzenie akcji nie został wybrany przypadkowo. Wiadomo, że w weekend moi prawnicy nie pracują. A w ogóle to totalne bezprawie. To tak, jakby ZOMO znów wróciło do Polski.
Pewnie znaleziono w pana sklepach dopalacze o nazwie „Tajfun” lub substancje, których stosowanie jest prawnie zakazane.
– Ależ skąd. Nie było takiego przypadku. My jesteśmy w Polsce jedyną firmą, która wszystko robi sama. Z zagranicy ściągamy tylko komponenty do produkcji, głównie ekstrakty roślinne. Zakład, w którym wytwarzamy dopalacze, mieści się w Łodzi.
Kontrola była przeprowadzana w związku z licznymi ostatnio przypadkami zatruć dopalaczami, także śmiertelnymi.
– Tak oficjalnie się mówi. Ale to nieprawda. Nie ma bowiem żadnego udowodnionego zgonu, który by miał nastąpić po zażyciu dopalaczy. Chodzi raczej o wyeliminowanie mnie z rynku. Moi sprzedawcy twierdzą, że kontrolerzy, wchodząc do sklepu, mówili, iż są po to, aby zamknąć sklep. Ich zupełnie nie interesowało, że działamy zgodnie z prawem.
Rząd już jutro ma przyjąć projekt nowelizacji ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Nie obawia się pan, że nowe prawo może położyć kres pana działalności?
– To jest niemożliwe. Jesteśmy w Unii. Rząd może robić co chce, ale w granicach prawa. Na Zachodzie sklepy z dopalaczami funkcjonują od lat. Cieszą się dużym powodzeniem. Tam nie mówi się o ich zamykaniu.
Co pan zamierza zrobić?
– Dzisiaj będę rozmawiał na temat sobotniej akcji z moimi prawnikami. Na podstawie dokumentów, które posiadamy, udowodnimy, że moje sklepy zostały zamknięte bezprawnie. Zapewniam, że dalej będę rozwijał sieć moich sklepów z dopalaczami.
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?