Ewakuacja pociągu w Sieradzu była niepotrzebna? Jak informowaliśmy na bieżąco, ewakuacja została przeprowadzona po sygnale, że w osobowym składzie „Pogoń” relacji Białystok-Wrocław może znajdować się niebezpieczny ładunek w postaci bomby czy pakunku z substancją żrącą. Sześćdziesięciu pasażerów zostało zabranych na bezpieczną odległość, by w tym czasie wagony sprawdził patrol minerski. Według pierwszych ustaleń zamieszanie było efektem wybryku pijanego w sztok młodego mężczyzny, którego znaleziono na torach w Borszewicach pod Zduńską Wolą. Najpierw podał, że chwilę wcześniej wypadł z przejeżdżającego tu pociągu. Potem, już załodze pogotowia, która zabrała go do szpitala w Sieradzu, miał przekazać niepokojącą informację o rzekomym podejrzanym ładunku, który się w nim znajduje. To nie znalazło potwierdzenia. Po dokładnym sprawdzeniu wagonów zdecydowano o wypuszczeniu „Pogoni” w dalszą podróż. Zamieszanie trwało około dwie godziny. Jak przebiegała ewakuacja pociągu w Sieradzu patrz TUTAJ.
Ewakuacja pociągu w Sieradzu była niepotrzebna? Zarzutów nie postawiono
Sprawcą zamieszania okazał się 23-letni mieszkaniec Zduńskiej Woli. Sieradzcy mundurowi sprawę, z racji miejsca jego znalezienia, przekazali policjantom ze Zduńskiej Woli. Ci przesłuchać go mogli dopiero w piątek, gdy pozwalał na to jego stan. Okazało się jednak, że niekoniecznie musi być to dla niego sądny dzień. 23-latkowi nie postawiono zarzutu za podniesienie fałszywego alarmu, za co kodeks karny przewiduje karę pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat. Mężczyzna został zwolniony do domu. Czemu?
- Z naszych ustaleń wynika, że z jego ust nie padło słowo o bombie czy innym niebezpiecznym ładunku – wyjaśnia prokurator rejonowy w Zduńskiej Woli Tomasz Sukiennik. _– Mężczyzna mówił, co potwierdzili także świadkowie, tylko o niespodziance, którą zostawił w pociągu, a to kolosalna różnica. W ferworze walki i wielkich emocjach padło jednak słowo bomba i kula śnieżna się potoczyła – _wyjaśnia obrazowo.
Ewakuacja pociągu w Sieradzu była niepotrzebna? Śledztwo trwa
Obecnie przyjęto więc, że informacja o bombie lub innym niebezpieczeństwie, co skończyło się ostatecznie ewakuacją „Pogoni”, paść miała dopiero w trakcie akcji ze strony przedstawiciela jednej z biorących w niej udział służb. Prokuratura ustala obecnie, która z osób dokonała takiej nadinterpretacji. Tomasz Sukiennik zastrzega jednak, że niekoniecznie musi się to zakończyć postawieniem zarzutów za spowodowanie fałszywego alarmu z tej niespodziewanej strony. – Z dotychczasowych ustaleń nie wynika, by ktoś zrobił to celowo, z czystej złośliwości. Czasem lepiej zrobić za dużo niż za mało. Z drugiej strony jest to nauczka, że w wielkich emocjach trzeba bardzo uważać na słowa.
Wszystkie obecne ustalenia, jak zastrzega prokuratura, są wciąż weryfikowane. Jak ostatecznie zakończy się sprawa, trzeba jeszcze poczekać.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?