Najpoważniejszej kontuzji doznał Zbozień, który doznał zerwania więzadła w stawie skokowym i musiał przejść zabieg. Jest mała szansa, że do końca rundy jesiennej powróci na boisko. Również pewnie Popek w tym roku już nie zagra. Obrońcy bełchatowskiej drużyny w ostatnim meczu ligowym w Gdańsku z Lechią odnowiła się kontuzja kolana. - Musimy przyzwyczajać się do myśli, że Jacek jesienią nam nie pomoże - mówi prezes GKS Marcin Szymczyk. Jarmuż ma z głowy grę w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Również Mysiak w najbliższych tygodniach raczej nie zagra. Do gry wrócił Kosowski, ale nie można o nim powiedzieć, że jest w stu procentach zdrowy. Za to na najbliższy mecz powinien być wreszcie gotowy Dawid Nowak, którego brak jest bardzo odczuwalny.
W Polsce żartuje się, że przed tym sezonem Paweł Janas postanowił po raz pierwszy w życiu przygotować piłkarzy i... przesadził. Prezes Szymczyk na tę opinię reaguje śmiechem, ale... specjalnie nie zaprzecza.
Gołym okiem widać, że bełchatowianie nie są dobrze przygotowani do rozgrywek i nie tylko plaga kontuzji powoduje, że trzeba zastanawiać się nad letnimi treningami. Piłkarzom Kieresia, który kilka tygodni temu zastąpił Janasa brakuje też szybkości. A może raczej brakowało, bo w ostatnim meczu było już widać poprawę. Ale pół rundy jest niestety stracone.
Dwutygodniowa przerwa w rozgrywkach ekstraklasy jest dla piłkarzy PGE GKS niezwykłe potrzebna. I tak jednak zestawienie drużyny na najbliższy mecz, który odbędzie się w sobotę, 15 października w Bełchatowie ze Śląskiem Wrocław, będzie nie lada zadaniem. Zwłaszcza pozycja lewego obrońcy, bo kontuzjowani są wszyscy trzej piłkarze grający na tej pozycji - Popek, Mysiak i Jarmuż.
Czy po piątkowym meczu z Lechią, zremisowanym przez bełchatowian 0:0, ich kibice mogą mieć powody do zadowolenia? Z jednej strony na pewno tak, bo po raz pierwszy od spotkania z Podbeskidziem Bielsko-Biała w drugiej kolejce, piłkarze PGE GKS byli stroną przeważającą. Wygraliby zresztą ten mecz bez żadnych problemów, gdyby nie nieskuteczność Pawła Buzały. Trudno zrozumieć, w jaki sposób Buzała nie zdobył przynajmniej jednego gola. Pozyskany pół roku temu właśnie z Lechii piłkarz aż trzykrotnie był w sytuacji sam na sam z bramkarzem Lechii i... zrobił z niego bohatera. Debiutujący w rozgrywkach ekstraklasy Wojciech Pawłowski we wszystkich sytuacjach był lepszy od Buzały, który za każdym razem po strzale... łapał się za głowę.
- Nie ma co ukrywać, zawaliłem ten mecz - przyznał po spotkaniu Buzała. Napastnik został ciepło przyjęty przez kibiców Lechii, a od piątku poziom ich sympatii do niego będzie pewnie jeszcze wyższy.
Gdyby Buzała był skuteczny, bez wątpienia byłby najlepszym piłkarzem piątkowego meczu. Szybki, ambitny, walczący, dużo biegający - to wszystkie cechy, którymi można podsumować jego grę. Niestety trzeba dodać też, że nieskuteczny.
I tak jednak bełchatowianie powinni wygrać mecz na PGE Arenie, bo zostali skrzywdzeni przez sędziego. W drugiej połowie Tomasz Wróbel został sfaulowany w polu karnym przez Marcina Pietrowskiego. Arbiter powinien podyktować karnego i ukarać obrońcę czerwoną kartką. Niestety, popełnił kardynalny błąd i bełchatowianie wrócili do domu tylko z punktem. Ale za to po raz pierwszy w tym sezonie nie przegrali na wyjeździe.
Derby Trójmiasta: oprawa meczu Lechia Gdańsk - Arka Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?