Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ormianka Anzhela zostanie w Łodzi

Karolina Jędrzejczyk
Wzruszona Anzhela Pambukyan opowiada swoją historię
Wzruszona Anzhela Pambukyan opowiada swoją historię Krzysztof Szymczak
Szczęśliwie kończą się półtoraroczne zmagania Ormianki Anzheli Pambukyan, której dramatyczną historię "Dziennik Łódzki" po raz pierwszy opisał w kwietniu ubiegłego roku. Nie musi wracać do kraju, w którym nikt na nią nie czeka, może zostać w Polsce z córką i ukochaną wnuczką.

Po 14 latach pobytu i legalnej pracy w Polsce kobiecie groziła deportacja, bo jej pracodawca nie dopełnił drobnej formalności.

Pani Anzhela od 1996 roku była zatrudniona w Polsce w firmie budowlanej, na stanowisku specjalisty ds. kontaktów ze Wschodem. Pracowała nie tylko legalnie, ale także sumiennie i uczciwie, dzięki czemu w końcu awansowała na członka zarządu. Zostało to formalnie odnotowane w sądzie rejestrowym. O kobietę upomniała się jednak Straż Graniczna. Okazało się, że pozwolenie na pracę w naszym kraju miała, ale dotyczyło tylko poprzednio zajmowanego stanowiska. Co prawda w momencie obejmowania funkcji członka zarządu przepisy nakazywały wystąpić o nowe pozwolenie na pracę nie jej samej, a jej pracodawcy, ale w międzyczasie uległy zmianie. I na tej podstawie Urząd Wojewódzki wydał decyzję o wydaleniu kobiety z Polski.

- Nie miałam pojęcia, że coś jest nie w porządku z dokumentami. Jestem uczciwa. Dzieci nawet żartowały, że przez ulicę nie przejdę na czerwonym świetle, bo to łamanie prawa - opowiadała nam przed rokiem.

- Decyzja o wydaleniu była bardzo dyskusyjna - mówi mecenas Waldemar Obliński, pełnomocnik Ormianki. - Pani Anzhela funkcję w zarządzie objęła 9 lipca 2009, zaś nowe przepisy pojawiły się dopiero w lutym 2010 roku.

Mjr Tomasz Dederko, zastępca komendanta placówki Straży Granicznej w Łodzi, tłumaczy się: - Zatrzymaliśmy panią Anzhelę dopiero po uprawomocnieniu się decyzji o wydaleniu. Działaliśmy na podstawie konkretnych przepisów.

W kwietniu 2010 rozpoczął się proces Ormianki o nielegalną pracę w Polsce, jednak pewnego dnia prosto z sali sądowej, w asyście strażników, kobieta trafiła do szpitala. Jej organizm nie wytrzymał napięcia. Po naszym artykule sprawą zainteresowała się poseł Zdzisława Janowska. - To była bulwersująca sytuacja - relacjonuje. - Nie zbadano stanu rodzinnego pani Pambukyan. Przecież jej córka mieszka w Polsce, wnuczka też. Ona nie ma po co ani do kogo wrócić do Armenii. Nikt nie wziął też pod uwagę, że jest ciężko chora - mówi Janowska.

Decyzję wojewody o deportacji ostatecznie uchylił szef urzędu ds. cudzoziemców. Dzięki niej sąd umorzył postępowanie i Anzhela Pambukyan może już bez przeszkód zostać w Polsce. - Bardzo się bałam, że mnie odeślą, że nie zobaczę pierwszych kroków mojej wnuczki ani nie usłyszę pierwszych wypowiadanych przez nią słów - mówiła łamiącym się głosem pani Anzhela.

Ormiance udało się już przedłużyć pozwolenie na pracę o kolejne trzy lata. Następnym krokiem będzie przedłużenie prawa pobytu, a potem - starania o rezydenturę.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodzkie.naszemiasto.pl Nasze Miasto