Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Radomsko: Fameg w sądzie

Justyna Drzazga-Nowińska
Ruszył proces w sprawie upadku pracowniczej spółki radomszczańskiej fabryki mebli. Jesteśmy niewinni - przekonywali w sądzie szefowie spółki pracowniczej fabryki mebli giętych "Fameg".

W tym tygodniu w Sądzie Rejonowym w Radomsku odbyła się pierwsza rozprawa w procesie, w którym na ławie oskarżenia zasiada prezes Adam L. i wiceprezes Jolanta M. oskarżeni z art. 586 kodeksu spółek handlowych.
Prokuratura zarzuca im, że w okresie od 12 lutego do 31 lipca 2008 r. nie zgłosili wniosku o upadłość spółki i w ten sposób złamali przepisy prawa upadłościowego. W tym czasie zobowiązania spółki przekroczyły wartość jej majątku.

Oskarżeni nie przyznają się do winy.
- Spółka pracownicza nie istniała po to, by wypracowywać zyski, tylko by załoga miała pracę. Nie zdecydowaliśmy się na złożenie wniosku o upadłość w wymaganym przepisami czasie, bo nie mieliśmy wtedy jeszcze zapewnienia, że Fameg spółka z ograniczoną odpowiedzialnością przejmie pracowników. Zrobiliśmy to, jak tylko dostaliśmy gwarancje, że siedmiuset pracowników przejdzie do drugiej spółki - oznajmił Adam L.

Jolanta M. tłumaczyła zaś, że zła sytuacja, w jakiej w 2008 r. znalazła się kierowana m.in. przez nią spółka, zaskoczyła zarząd.
- W styczniu wypracowaliśmy nawet zysk, aż tu nagle od lipca zaczęło robić się źle. Liczba zamówień zaczęła drastycznie spadać z 50 tysięcy krzeseł na 20 tysięcy. Jestem przekonana, że spółka miałaby duże szanse, gdyby nie kryzys w przemyśle meblowym... - oznajmiła.

Jednym z pięciu przesłuchanych świadków był Grzegorz Derwisz, prezes spółki pracowniczej przez dwa końcowe miesiące (wcześniej przez 10 lat pracował na produkcji).
- Od początku stosowano "spychoterapię". Spółka Fameg "Pracownicy" przejęła bowiem pracowników, a okazało się, że brakuje zamówień ze spółki z o.o. Gdy już były, to spływały dopiero na koniec miesiąca - oznajmił świadek.

Inny świadek, Małgorzata Bartnik, która od listopada 2008 r. była likwidatorem w spółce pracowniczej, stwierdziła, że najgorsze było to, iż właścicielami spółki były związki zawodowe. - Tymczasem to związki inicjowały strajki, w czasie których pracownicy żądali podwyżek - mówiła.
Przypomniała też, że po ogłoszeniu upadłości pracę straciło 300 osób, a 100 z nich do dziś nie dostało pensji za październik i listopad 2008 r.

Przesłuchany został też Witold Piotrowski, jeden ze zwolnionych pracowników. - Ciągle nam powtarzano, że spółka ma się dobrze. Informacja o ogłoszeniu upadłości była dla nas wielkim szokiem - zeznał.
Kolejną rozprawę zaplanowano na koniec października.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na lodzkie.naszemiasto.pl Nasze Miasto