Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trzeba innym ułatwiać życie - to nie jest proste, ale jak się chce, to można

Redakcja
Krzysztof Szymczak
Z Dariuszem Woźniakiem, wójtem gminy Rusiec, zwycięzcą plebiscytu Samorządowiec Roku 2012, rozmawia Ewa Drzazga

Znowu rozmawiamy przy okazji plebiscytu na Samorządowca Roku...
Jeśli Pani powie, że znowu wygrałem, to się chyba zawstydzę...

Czym się po raz czwarty wygrywa taki plebiscyt?
Mnie zależy na tym, żeby mieszkańcy gminy Rusiec byli zadowoleni. Żeby im można było ułatwić życie i to w różnych dziedzinach. Bo i żeby rolnik był bezpieczny na polu, i żeby strażak miał czym dojechać na akcję, i żeby dziecko z tej mniej zamożnej rodziny mogło pojechać na kolonie. To nie jest proste, ale też wcale nie jest taką wielką sztuką. Wystarczy chcieć, przy okazji gminnej imprezy zrobić charytatywną zbiórkę, pochodzić wokół dotacji, poszukać nowych źródeł. Wszystko da się zrobić.

Ludzie lubią Darka Woźniaka?
A różnie to bywa. Jak to mówią "jeszcze się taki nie urodził, który by wszystkim dogodził". Można powiedzieć, że w gminie Rusiec jest 80 procent mieszkańców, którzy są z wójta zadowoleni, więc mniej lub bardziej tego Darka Woźniaka lubią.

Ale takich, którzy na Woźniaku wieszają przysłowiowe psy, trochę jednak jest?
Oczywiście. To te pozostałe 20 procent. W większości nie lubią mnie z powodów, o ile można tak powiedzieć, politycznych. No bo jeśli były wójt przegrał ze mną wybory, to ma powód, żeby do mnie sympatią nie pałać. Ja się z jednej strony nie dziwię, choć z drugiej trochę tak.

Sam ma pan już przygotowany scenariusz na wypadek przegranych wyborów?
Przecież wiem, że przyjdzie taki dzień, gdy ktoś tego Darka Woźniaka wysadzi ze stołka. Ale to ludzie tak zdecydują. Demokracja. Na zwycięzcę nie będę się gniewał, bo ze mną wygrał. Ja wyciągnę rękę i jeśli tylko będzie chciał, to pomogę mu być dobrym gospodarzem.

Na razie demokracja decyduje, że trzecią kadencję rządzi pan w gminie. I to z coraz większą liczbą głosów oddanych przy pańskim nazwisku, choć nie brakuje też takich, którzy przypisują panu nie do końca czyste intencje.
To znaczy, że z każdym rokiem przekonują się do mnie ci, którzy wcześniej mnie nie popierali. A właściwie przekonali się, że ci, którzy mnie pomawiali o różne rzeczy, nie mieli racji. W naszej gminie jest tak jak z tą kropelką dziegciu w beczce miodu. Co z tego, że Darek Woźniak jest tą beczką miodu, skoro ktoś nabierając tego miodu na łyżeczkę, trafi na odrobinę dziegciu, czyli na moich przeciwników, i gdy spróbuje, to się skrzywi i mówi, że ten miód jest niedobry. Ale ta beczka jest dobra... Jeśli wygrywam wybory w przewagą tysiąca głosów, to chyba wyniki mówią same za siebie.

Ale ma pan przecież jakieś wady?
Każdy ma. Moją wadą jest to, że jestem cholerykiem, błyskawicznie reaguję na to, co mnie spotyka. Jak się cieszę, to od razu, jak się wkurzam, to też z miejsca. Ale jak szybko wybucham, tak szybko mi przechodzi. Plus jest taki, że nie jestem pamiętliwy, nikomu źle nie życzę. Nienawiści w sobie nie przechowuję, a za to dużo jest we mnie optymizmu, zadowolenia, szczęścia.

Lubi pan swoja pracę?
Uwielbiam swój zawód wyuczony, czyli weterynarię. To, że mogę pomagać zwierzętom, to jest spełnienie moich marzeń z dzieciństwa. To, co teraz robię, też lubię. W pracę dla innych zacząłem się angażować jeszcze gdy prowadziłem praktykę weterynaryjną. Nie brakowało głosów, że "jakby z tego nic nie miał, to by tej loterii fantowej nie organizował". Prawda była taka, że do każdego takiego przedsięwzięcia trzeba było dołożyć, bo nikt nie liczy przejechanych kilometrów, nikt nie liczy poświęconego czasu. A moja dniówka był droga, bo weterynarzem byłem wziętym.

Kto tak krytykuje?
Przeważnie ci, którzy nigdy w życiu nic dla innych nie zrobili. Którzy dla żadnego dzieciaka, klubu sportowego, koła gospodyń wiejskich czy strażaków palcem nigdy nie kiwnęli. Potrafią tylko stać z boku i komentować, że to, co inni robią, jest nic nie warte. Takie opinie trzeba jednym uchem wpuszczać, a drugim wypuszczać. Ja z takiego gadania nic sobie nie robię, działam dalej tak, żeby mieszkańcy byli zadowoleni. Wiem, że nie jestem święty, każdemu nie jestem w stanie pomóc. Ale staram się.

Jest coś, za co szczególnie pan ceni swoje otoczenie?
Gmina Rusiec ma to do siebie, że jest tu bardzo dużo ludzi, którzy chcą pracować społecznie, dla innych. Potrzebny był im tylko taki lider, wódz, który by nadał główny kierunek. Ale tu ludziom chce się działać na rzecz drugich. I dlatego w tym, co robię, pomocników mi nie brakuje.

Nie męczy pana to, że ciągle oczekuje się od pana błyskotliwych ripost, odważnych wypowiedzi, przedsięwzięć, które świat zadziwią?
Zasada jest taka, że codziennie poprzeczkę trzeba sobie stawiać wyżej. Ja sobie nie odpuszczam, moim współpracownikom też nie odpuszczam. A mógłbym sobie odpocząć, mam wygodny fotel i laptopa. Mógłbym cały dzień spędzić na graniu. Ale to by było marnowanie czasu. A mnie szkoda każdej zmarnowanej minuty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lodzkie.naszemiasto.pl Nasze Miasto