Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zginął w pożarze w Niemczech. Jego koledzy mówią, jak tam jest

Małgorzata Gleń
Małgorzata Gleń
Feuerwehr Bebra -Kernstadt
26-letni mieszkaniec Wadowic wyjechał w poszukiwaniu lepszego życia. Był pracownikiem krakowskiej firmy HR Navigator, która rekrutuje ludzi do prac tymczasowych do Bebry w Niemczech. Zginął w pożarze mieszkania, w którym zostali zakwaterowani. Inni pracownicy tej samej firmy skarżą się na warunki, w jakich muszą mieszkać.

FLESZ - Ukraińcy chcą więcej zarabiać, chętniej myślą o własnym interesie i osiedleniu na stałe w Polsce

W tej samej miejscowości, w której doszło do pożaru, jest więcej domów, które robotnikom tymczasowym wynajmuje firma rekrutująca ich do pracy. Jak przekonują ich lokatorzy, mieszkają tam w warunkach uwłaczających ludzkiej godności.

W jednym w tych domów - jak opowiada jeden z byłych pracowników firmy, mieszkało 13 panów. Mieli jedną łazienkę i kuchnię.

- Proszę sobie wyobrazić, co się działo, jak wszyscy szliśmy do pracy na tą samą godzinę

- mówi mężczyzna. Już tam nie pracuje, choć - jak twierdzi - długo wytrzymał, czyli około roku. Opowiada, że wielokrotnie skarżyli się swojemu koordynatorowi na warunki panujące w budynku oraz na jednego z kolegów, który ich zdaniem zażywał narkotyki, ale był bardzo efektywnym pracownikiem. Nie przynosiło to rezultatu, do czasu, jak ten... odgryzł kawałek ucha współmieszkańcowi.

Pracowali w sortowni paczek wielkiej firmy kurierskiej. Pracodawca, czyli polska firma, powinien zapewnić im m.in. odzież roboczą, np. rękawiczki. By ostre kartony nie cięły rąk, ludzie sami kupowali sobie rękawice.

Bliscy mężczyzny nie wiedzą, w jakich warunkach przyszło mu mieszkać w Niemczech. - Nie powiedziałem im, wstyd mi było - wyznaje. Wspomina materace z plamami, o których pochodzeniu woli nie myśleć, na których przyszło im spać. Miesiącami braki ciepłej wody, by się umyć. Nieraz zawodziło też ogrzewanie. - Nie oczekiwaliśmy, by nas ktoś niańczył, ale normalnych warunków do życia, bo zarobione pieniądze to nie wszystko - zastrzega.

Umowy o pracę dostawali co miesiąc.

- To takie ostrzeżenie. Nie podskakuj, bo wylecisz

- mówi z goryczą. Zarabiał 9,5 euro na godzinę brutto, na rękę dostawał ok. 1100 euro miesięcznie.

Kolejny z pracowników tymczasowych, z którymi rozmawialiśmy w takich warunkach wytrzymał 1,5 miesiąca. On i siedmiu innych mężczyzn mieszkało razem. W ich domu pokoje były dwuosobowe, jedna kuchnia i łazienka. - Ale warunki były bardzo złe. Dogrzewaliśmy pomieszczenia kuchennym piekarnikiem, bo tak było zimno. O ile znalazł się chętny, by włączyć ten piekarnik. Podchodziliśmy do niego z duszą na ramieniu, bo kopał prądem - opowiada. Tak samo, jak kontakt kuchni, który był przy samym zlewie. - To cud, że i tam nie doszło do żadnego pożaru - wyznaje. Gdy skarżyli się, nikt ich nie chciał słuchać. W końcu, gdy cała ósemka poszła do koordynatora usyłyszeli: "spier...".

- Mnie faktycznie po tym wyrzucono, ale nie żałuję. Tam odzierali ludzi z godności - mówi. Zarabiał ok. 1,1 tys. euro na rękę. - W Polsce zarobię może trochę mniej, ale nie będę się czuł, jak śmieć - dodaje. Ma kontakt z innymi pracownikami z Bebry. - Donoszą mi, że po pożarze zaczęły się remonty.

Przypomnijmy. Pożar, w którym zginął 26-latek z Wadowic wybuchł w niedzielę, 2 lutego o godz. 3.30. Gdy strażacy przybyli na miejsce całe mieszkanie było już objęte ogniem. Sześciu mieszkańców jeszcze przed przybyciem służb ratunkowych zdołało o własnych siłach opuścić obiekt. Nie udało się to dwóm osobom. Jeden z mężczyzn poważnie zatruł się dwutlenkiem węgla i został przewieziony do szpitala.

Niestety drugi, wadowiczanin, poniósł śmierć.

WIĘCEJ O POŻARZE

W firmie HR Navigator twierdzą, że do pożaru doszło z winy pracowników.

- Ogień został zaprószony

- mówi Beata Siadek, właścicielka HR Navigator. Jak dodaje wszyscy tam byli pijani, oprócz 26-latka, który zginął. Ale zastrzega, że to był ich czas wolny.

Twierdzi też, że wieczorem przed pożarem, jeden z mieszkańców domu został zatrzymany przez miejscową policję, gdy prowadził po pijanemu. Miał mieć aż trzy promile alkoholu we krwi.

Jak przyznaje właścicielka HR Navigator w kwaterach zdarzają się różne awarie i akty wandalizmu, ale - jak zapewnia, wszystkie usuwane są w trybie pilnym, na koszt firmy.

Na jednej kwaterze może mieszkać maksymalnie osiem osób. "I te zasady są zawsze przestrzegane przez właścicieli niemieckich mieszkań, którzy nadzorują ten proces" - tłumaczy właścicielka HR Navigator.

Firma zapewnia kwatery pracownicze nieodpłatnie, są wynajmowane od niemieckich właścicieli. Za „łóżko” w mieszkaniu płaci 300 euro miesięcznie.

- Jesteśmy zatrudnieni w Polsce a do Niemiec jesteśmy delegowani. Za pieniądze z naszych diet mogliby zapewnić nam o wiele lepsze warunki

- denerwują się byli pracownicy.

Beata Siadek uważa, że zarzuty pod adresem jej firmy są próbą wywołania "taniej sensacji" przez byłych pracowników, którzy mogą być niezadowoleni, że zostali zmuszeni do rozstania się z firmą.

- Niestety tak jest, że współlokatorów się nie wybiera. Można trafić na trudnych ludzi - przyznaje Janusz Sęk z Trzebini, który wiele lat przepracował w Niemczech. - Nie każdemu to odpowiada, i wtedy lepiej poszukać sobie pracy na własną rękę. Ale nie oszukujmy się. To zwykle najtańsza siła robocza, która nawet po wielu latach nie uczy się języka. Coś za coś - dodaje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Zginął w pożarze w Niemczech. Jego koledzy mówią, jak tam jest - Gazeta Krakowska

Wróć na wadowice.naszemiasto.pl Nasze Miasto